Lato w pełni? Termin na to wskazuje, ale prawda jest taka, że pogoda w tym roku nas nie rozpieszcza. Raz słońce, raz deszcz. Raz ciepło, raz zimno. Aż ciężko nadążyć! Jak więc dodać sobie odrobinę letniego kolorku? Co zrobić, by nasza skóra nie wyglądała jak mąka? Czy istnieje sposób na przyciągnięcie opalenizny nawet bez letniej pogody? Oczywiście! Dziś przedstawię Wam jeden z nich ...
Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że naturalna opalenizna nie do końca jest dobra dla naszego zdrowia. Skóra broni się przed słońcem, choć my lubimy ten efekt lekkiego brązu. Są sytuacje, w których nie możemy wystawić ciałka na działanie promieni słonecznych. Już nie wspomnę o poparzeniach słonecznych i ryzyku czerniaka skóry. Możemy jednak pomóc sobie stosując dobre kremy brązujące. Zaliczamy do nich standardowe samoopalacze oraz balsamy.
BIELENDA stworzyła wyjątkowe nawilżające kremy do ciała, pozwalające w krótkim czasie uzyskać efekt naturalnej opalenizny, przy jednoczesnej pielęgnacji skóry. Ich aksamitna formuła idealnie rozprowadza się po całym ciele, pozwalając na dokładną i równomierną aplikację, co minimalizuje również powstawanie smug, zacieków czy plam.
Balsamy brązujące dostępne są w dwóch tonacjach: do jasnej i śniadej karnacji. Zamknięte w dużych tubach o pojemności 200 ml, miękkich i wygodnych w użyciu. Producent zaleca przechowywanie ich w temperaturze pokojowej i zużycie w czasie do 6 miesięcy.
Dostaniemy w stacjonarnych drogeriach, sklepach internetowych oraz na stronie marki.
Jakie ciekawe składniki aktywne znajdziemy w owych balsamach?
Jest gliceryna, masło kakaowe, witamina E, panthenol, allantoina oraz związki zapachowe. Niestety znajdziemy tu również parafinę i parabeny!
Jak używać balsamy brązujące BIELENDA?
Przed aplikacją producent zaleca wykonanie peelingu, zwłaszcza łokci i kolan, aby zminimalizować ryzyko zbyt ciemnego odcienia tych partii ciała. Warto również zastosować mniejszą ilość produktu na bardziej wrażliwych miejscach. Po aplikacji należy odczekać z założeniem ubrań lub kontaktem z wodą do momentu wchłonięcia się kosmetyku w skórę.
Co ciekawe, oba balsamy posiadają białe, kremowe konsystencje o przyjemnym, słodkim zapachu, który dość długo utrzymuje się na skórze. Zauważyłam również, iż szybko się wchłaniają i nie podrażniają skóry. Opalenizna pojawia się stopniowo i równomiernie. Nie musimy obawiać się powstawania plam już po pierwszej aplikacji. Oczywiście rezultat nie będzie taki sam, jak po zastosowaniu samoopalacza i z tym trzeba się liczyć. Jest jednak plus, którego nie posiada produkt samoopalający. Tu pojawia się nawilżenie, a to jest podstawa utrzymania skóry w dobrym stanie, jak i zatrzymania opalenizny na dłuższy czas. Balsam brązujący jest świetnym rozwiązaniem nie tylko dla osób, które chcą uzyskać brązowy odcień skóry, ale i dla tych, którzy już posiadają opaleniznę. Według mnie taki kosmetyk jest niezbędny w naszej letniej kosmetyczce. Przyda się w codziennej pielęgnacji dla "mieszczuchów", oraz osób przebywających na wakacjach. Warto o nim pomyśleć w okresie letnim. Warto zainwestować w balsam brązujący do ciała ;)
XOXO
Za takimi kremami średnio przepadam, ale pianki z tej serii są genialne ;).
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę spróbować pianki :)
UsuńUżywam pianki samoopalającej Bielendy ;) Kremu nie miałam ;D
OdpowiedzUsuńI jak Ci się sprawdza?
UsuńUwielbiam balsamy opalające! Aktualnie stosuję taki od Kolastyny ale ten będzie na mojej liście:)
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku i ja sięgałam po Kolastynę. Byłam bardzo zadowolona :)
UsuńDużo dobrego słyszałam o kosmetykach brązujących z Bielendy, mam ochotę je wypróbować :-)
OdpowiedzUsuńmam wersje w sprayu zupelnie o tym zapomiałam :)
OdpowiedzUsuńNie używałam takich balsamów. Biały kolor mnie zaskoczył :D
OdpowiedzUsuń