Jeszcze kilka lat temu do głowy by mi nie przyszło, że wśród kosmetyków na sklepowych półkach pojawi się coś takiego, jak esencja. Bo przecież samo słowo oznacza nic innego, jak dość stężony roztwór jednego lub więcej składników aktywnych, czyli coś podobnego do serum. Skoncentrowana i lekka formuła, a jednak! Co się okazuje, od momentu gdy pojawił się szał na azjatycką pielęgnację słowo "esencja" zaczęło gościć praktycznie wszędzie. Koreańskie, japońskie, a nawet polskie marki zaczęły inwestować w takie rozwiązanie, ale czy warte zachodu? Czy esencja stanie się sekretem w naszej codziennej rutynie? A może jest to tylko kolejny wymysł kosmetycznych producentów?
"Esencje to popularna w Korei kategoria produktów - wiele Koreanek wierzy, że to najważniejszy element ich rytuału pielęgnacyjnego! Mówiąc ogólnie, esencje mają rzadszą i bardziej wodnistą konsystencję niż serum i ampułki, ale większość z nich zawiera aktywne składniki, które pomagą nawilżyć cerę, rozjaśnić i/lub ujędrnić ją, wyrównać jej koloryt i zredukować widoczność zmarszczek. Używa się ich po etapie tonizowania, ale przed nawilżeniem, i należy wklepać je w skórę całej twarzy."
To fragment książki Charlotte Cho "Sekrety urody Koreanek", gdzie nie tylko znajdziemy odnośniki do tego etapu pielęgnacji, ale również różnice w zastosowaniu serum czy ampułek.
Przyznam się Wam, że na początku sceptycznie podchodziłam do owego kroku. Jeśli stosuję już serum to po co mi kolejny kosmetyk o podobnym działaniu. A ponieważ jestem nieco uprzedzona do azjatyckich preparatów dostępnych na naszym rynku z cierpliwością czekałam, że coś podobnego pojawi się u nas. I doczekałam się!!!! Jedna z moich ulubionych marek - MIYA COSMETICS - stosunkowo niedawno wypuściła na rynek dwie esencje: FLOWER BEAUTYPOWER oraz COCO BEAUTYJUICE. W chwili obecnej jestem na etapie ich testowania i dlatego też nie przedstawię Wam jeszcze pełnej opinii na ich temat. Pomyślałam jednak, że nieco wprowadzę Was w tajniki stosowania esencji i być może zainteresuję na tyle, że same po nią sięgniecie.
Co to jest myBEAUTYessence?
To przede wszystkim aktywny kompleks cennych wód oraz ekstraktów, który marka wzbogaciła wodą termalną, kwasem hialuronowym i witaminami. Konsystencja preparatu jest lekka, wodnista, szybko się wchłania, ale co najważniejsze to dostarcza skórze wartościowych składników i nie obciąża jej. Przywraca i utrzymuje nawilżenie. Odżywia, rozświetla, upiększa. A na koniec dodam, że ma również za zadanie opóźniać procesy starzenia się skóry! I co Wy na to?
FLOWER BEAUTYPOWER
Różowa buteleczka z atomizerem o pojemności 100 ml skrywa w sobie takie składniki jak estrakt z kwiatów peonii i hibiskusa, hydrolat z róży, sok z aloesu, panthenol, kwas hialuronowy, niacynamid oraz wodę termalną. Nie znajdziemy tu parafiny, silikonów, olejów mineralnych, barwników czy PEG-ów.
Zapach esencji jest lekko różany, przyjemny i szybko ulatnia się ze skóry. Odświeża, ale i koi zmysły, a do tego odpręża. Coś dla fanek kwiatowych kompozycji!
COCO BEAUTYJUICE
Tu już mamy miętowe opakowanie o podobnej pojemności, ale nieco innym składzie i aromacie. Wśród substancji aktywnych natraficie na ekstrakt z owocu kokosa, sok z aloesu, prowitaminę B5 i witaminę B3, kwas hialuronowy, panthenol itd. Podobnie jak w powyższej wersji nie ma składników kontrowersyjnych, a jeśli chodzi o aromat to jest to według mnie połączenie kokosa z ananasem! Coś pysznego, słodkiego i bardzo letniego!
Każdy kosmetyk został przebadany dermatologicznie i jest odpowiedni do każdego rodzaju skóry, także wrażliwej i atopowej. Możemy stosować go wieczorem i rano. Przed użyciem warto wstrząsnąć buteleczką i co ważne, przechowywać produkt w temperaturze pokojowej.
Czy warto stosować esencje?
W chwili obecnej mogę potwierdzić, że oba preparaty mają bardzo lekką formułę niczym tonik. Po zetknięciu ze skórą nie ma efektu lepkości, a odczuwamy natychmiastowe nawilżenie. Podoba mi się to, że możemy stosować esencje bezpośrednio pod makijaż jako bazę lub też wykorzystać ją w ciągu dnia w celu odświeżenia skóry. Niestety minęło zbyt mało czasu bym mogła bardziej zachwalać oba produkty, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Skóra potrzebuje czasu, a ja potrzebuję potwierdzenia, że esencja jest rzeczywiście sekretem w pielęgnacji i powinniśmy zacząć po nią regularnie sięgać. Na tę chwilę jestem zadowolona :)
Znacie już myBeautyessence? A może sięgacie regularnie po esencje? Co sądzicie o tym kroku w pielęgnacji?
XOXO
Wczoraj skusiłam się na serum my power elixir oraz krem "call me later" z masłem shea tej marki. Jak na razie jestem zachwycona! Mam bardzo wrażliwą cerę, którą uczula większość preparatów a tu poczułam tylko przypływ mocy i nawilżenia:D żadnego pieczenia. Będę stosować dalej, a w przyszłości skuszę się pewnie jeszcze na esencję. (Postanowienie, by w lutym nie kupować kosmetyków gdyż w ostatnim czasie nagromadziłam niezłe zapasy :D)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anitko i miłego dnia :*
Ola
Cieszę się, że te produkt tak dobrze się u Ciebie sprawdziły. To tylko potwierdza, że marka jest godna uwagi. Ja też lubię sięgać po MIYA ;)
Usuń"COCO";) Beautyjuice:)Brzmi zachęcająco..i cena przystępna:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPewnie, że brzmi zachęcająco! Warto spróbować :)
UsuńI zachęciło..kupiłam:) Cudowny produkt
UsuńOj, oba chętnie bym wypróbowała. Fajne składy i ciekawią mnie ich zapachy :)
OdpowiedzUsuńChętnie wypróbuję na sobie, wyglądają bardzo zachęcająco :-)
OdpowiedzUsuń💖😘
OdpowiedzUsuń